Po śmierci znanej osoby – w szczególności piosenkarza, czy aktora – tablice facebookowe pełne są dwóch rodzajów postów. Większość informuje o zgonie, wyraża kondolencje lub wspomina daną postać. Drugie ostentacyjnie pokazują, że nie podobają im się te pierwsze. Trolli pomijam, bo to temat na osobną dyskusję.
„Zawsze go lubiłem”
W branży mediów mówi się, że „zła informacja to dobra informacja”. W showbiznesie „zła informacja oznacza pieniądze” – to wiadomo minimum od lat 70. Po śmierci muzyka wiele osób przypomina sobie o jego twórczości, zwiększając zyski wytwórni. Tak było chociażby w przypadku Michaela Jacksona, którego odejście doprowadziło do przeciążenia serwerów Google’a. W ciągu 5 dni od śmierci Prince’a jego nagrania kupiło 3,5 mln osób… Wymieniać można bez końca. Korzystają także media odnotowujące rekordową liczbę wejść w artykuły grzejące temat na wszystkie sposoby: „Ostatni wywiad z….”, „Tego nie wiecie o…”, „Najbardziej znane hity…”, „Tych piosenek … nie znacie, ale powinniście”, „Wszystkie kochanki…”, „Wszystkie koty…” i tak dalej…
To co przekłada się na wielkie liczby możemy zaobserwować także na własnym podwórku, szczególnie w mediach społecznościowych, które parę godzin po śmierci piosenkarza w przypływie emocji zapełniają się linkami, zdjęciami czy opisami.
W 2016 zmarło wiele znanych osób (nawet legend) reprezentujących różne sztuki i gatunki, więc regularnie można było tego zjawiska doświadczać. Nie mógł więc dziwić wysyp „Purple Rain” w kwietniu, czy „Hallelujah” i „Dance Me to the End of Love” we wrześniu. Z sentymentów wielu odgrzebało cytaty Marii Czubaszek, a świat sportowy wspominał walki i przemowy Muhhamada Aliego. To tylko kilka przykładów z wielu. „Intensywne” były też dwa okołoświąteczne dni, bowiem nie opadły jeszcze emocje po śmierci George’a Michaela a pojawiły się już posty dotyczące Carrie Fisher (księżniczka Leia z Gwiezdnych Wojen). Oczywiście swoją działkę do popisu mieli też narzekacze. Ale czy naprawdę fala żalu to najgorszy trend z możliwych?
Nie należę do najbardziej wylewnych osób na świecie. Nie będę więc na przykład udawał, że znam więcej niż 5 piosenek George’a Michaela (zresztą i tak nie były one moim pierwszym wyborem na playliście), ale rozumiem potrzebę innych do wrzucania tego rodzaju postów. Nie trzeba być największym fanem, by na wieść o śmierci zrobiło się melancholijnie – wystarczy mieć jedno – dwa fajne wspomnienia. Dla mnie to już wystarczający powód.
Moja tablica – moje podwórko
Każdy ma prawo korzystać ze swojego Facebooka wg uznania. Jasne, że nie każdy robi to rozsądnie (na szczęście można zablokować mniej lubianych znajomych), ale jeśli znoszę regularne opowieści o supersłodkich i nadzwyczaj inteligentnych dzieciakach i ich egzystencjalnych odkryciach przy kanapce apele polityczne (zazwyczaj oparte o niepotrzebne emocje i nikłą merytorykę), spamy, quizy, setki selfie, opowieści z pracy, setną porcję przemyśleń życiowych z demotywatorów i inne treści, tak Ty możesz raz na parę tygodni znieść wysyp żalu po śmierci kogoś znanego.
Zresztą bycie anty- nie jest już szczególnie odkrywcze. Może spróbuj czegoś innego by pokazać swoją inność?
Zdjęcie smutasa w nagłówku Ruminatrix (cc)