Katarzyna Pawlak – obecnie pracowniczka Kancelarii Prezydenta – na swoim Twitterze ogłosiła: „Napisałam znajomej licealistce wypracowanie. Nauczycielka uznała, że to się do niczego nie nadaje. Składnia i stylistyka fatalne. Dostałam 2”. Wpis ten poruszył wszystkich internautów i dziennikarzy, którzy wypomnieli, że takie działanie jest łamaniem prawa, etyki, Biblii i wszelkich ustalonych norm. Jak powszechnie wiadomo, w polskich szkołach się nie ściąga, nie kopiuje i wszyscy grają według ustalonych zasad. Chociaż feralny post został usunięty, a autorka sprawę tłumaczy bardziej poprawną politycznie wersją czyli „pomocą w zredagowaniu tekstu” sprawa nadal nie daje mi spokoju.
Kiedyś dziennikarze byli ostoją prawidłowej polszczyzny. Teraz nie dziwią mnie, szczególnie w internetowych tekstach, takie błędy jak: „z resztą”, „naprawdę”, a nawet „tą książkę” (dla osób, które chcą w tym momencie zaprotestować przypominam, że forma ta jest dozwolona tylko w mówionym i potocznym języku).
Sprawdziłem na szybko profil zawodowy Pani Katarzyny. Jest to osoba, która od lat pracuje z językiem polskim (głownie pisanym) – Rzeczpospolita, „Nowy Świat”, Gazeta Polska, Portalwww.eu, agenda ONZ ds. Ochrony Środowiska oraz TVN. Nie kojarzę jej tekstów, jednak mimo wszystko wierzyć mi się nie chce, że z jej doświadczeniem nie jest w stanie sklecić kilkunastu zdań lepiej niż piętnastolatka i zasłużyć na co najmniej trójkę lub więcej.
Przypomina to sytuację w znajomym liceum, w którym nauczycielka za dokładnie to samo wypracowanie, na dokładnie ten sam temat, ale oddane na przestrzeni lat potrafiła postawić całą gamę ocen – od dwójki do szóstki. Wszystko zależało od osoby, której nazwisko widniało przy tekście. Czasem przy tekstach widniały zupełnie sprzeczne uzasadnienia – od „wyczerpanego w pełni tematu” po „temat potraktowany po macoszemu”, od „właściwej argumentacji” po „argumenty niewiarygodne”. O tym w spektrum jakich ocen uczeń się znajdował decydowało pierwsze półrocze i nie tylko merytoryczne argumenty. Ja również nie byłem ulubieńcem mojej polonistki, bo pisałem zbyt zwięźle. Czyli dokładnie to, za co chwaliło mnie paru pracodawców i zleceniodawców w dziennikarstwie, copywrittingu oraz public relations.
Czy tamto liceum było pod tym kątem patologiczne? Nie sądzę. Przypominam, że dr Tomasz Rożek analizując swój tekst na maturze otrzymał 70%, podobnie jak Jerzy Sosnowski. W innym roku nawet profesor Marcin Król nie zaliczył egzaminu dojrzałości, a pisarz Antoni Libera napotkał na trudności.
W związku z tym moje pytanie brzmi: czy uczennica liceum chciała oszukać system z lenistwa, czy raczej z bezsilności poprosiła o wsparcie? Stawiam na to drugie – ale nawet taka pomoc nie wystarczyła. Chociaż z chęcią przeczytałbym owo wypracowanie.
Źródło obrazka głównego: Amboo who?/Flickr (Creative Commons)