• Home
  • /
  • Treningowo
  • /
  • Moja przygoda z Intermittent Fasting – cudów nie ma, ale jest dobrze

Moja przygoda z Intermittent Fasting – cudów nie ma, ale jest dobrze

O protokole żywieniowym IF usłyszałem ładnych parę lat temu. Nie sposób bowiem nie zainteresować się dietą, której Hugh Jackman używał w przygotowaniach do roli Wolverina. Chociaż fabuła filmów z Rosomakiem jako bohaterem jest cienka, to wykreowana postać należy do moich ulubionych z wszelkich produkcji komiksowych. Zarówno pod kątem zachowania jak i aparycji.

Jackman w obu filmach wygląda po prostu świetnie – nabrał dużo suchej masy mięśniowej przy zachowaniu niskiego procenta tkanki tłuszczowej. Warto zauważyć, że aktor ma prawie 190 cm wzrostu, a sprawia wrażenie bardzo potężnego.

W jednym z wywiadów Jackman przyznał, że stosuje dietę „Intermittent Fasting”, czyli okresowych głodówek. Jest wiele odmian „postów”, ale dla sportowców najczęściej mówi się o 16/8, czyli 16 godzinach całkowitego nieprzyjmowania kalorii oraz 8 godzin kiedy wchłaniamy całość pożywienia. Bardziej skrajną odmianą jest „dieta wojownika” skracająca okienko jedzenia do 4 godzin. Miałem wiele oporów przed przejściem na Intermittent Fasting, ale ostatecznie się przełamałem.

Nie chcę tutaj przytaczać różnych badań i artykułów przedstawiających fachowo dlaczego to działa, ale tak jest – wbrew utartym mitom nakazującym jeść bardzo małe posiłki co dwie godziny zawierające odpowiednią liczbę węglowodanów, białka i tłuszczów. Chciałbym jednak podzielić się krótkimi przemyślaniami po krótkiej przygodzie, która zapewne będzie jeszcze trwać.

Wątpliwości, które szybko zostały rozwiane to:

„Jak wytrzymam kilkanaście godzin bez jedzenia?” – w praktyce okazuje się ciężko tylko na początku. Po obudzeniu się mogę spokojnie dociągnąć do 16:00 (a jak się zapomnę to i dłużej). Dozwolona jest woda oraz kawa i herbata bez dodatków, ale to nie stanowi problemu, bowiem i tak nie słodzę.

„Czy na pewno wcisnę w siebie tyle kalorii?” – wydaje mi się, że trochę ograniczyłem ich podaż, ale to i tak miałem zrobić. Wbrew pozorom jednak łatwiej przychodzi mi zjedzenie tego co miałem zaplanowane na cały dzień. W formacie żywienia regularnego nie będąc głodnym wmuszałem w siebie śniadanie i udręka się rozpoczynała. Przy drugim dobijałem żołądek do pełna i perspektywa dwóch obiadów i kolacji wydawała się tuczeniem mnie niczym gęsi na foie gras. Teraz po okresie poszczenia spokojnie pochłaniam posiłek rzędu 1200-1500 kcal (nie liczę już dokładnie). Nie czuję się ociężały i po jakimś czasie kolejny posiłek wchodzi równie naturalne. Nie wiem co prawda w jaki sposób Jackman potrafi opędzlować 6.000 kcal w 8 godzin, ale ponoć się da.

„Czy na pewno nie spadnie mi siła/wydolność?” – protokół Intermittent Fasting zakłada najczęściej ćwiczenie na czczo, po którym następuje okres jedzenia. Ze względu na rozkład dnia trening wypada u mnie w połowie okna żywieniowego. Nie zauważyłem wahnięć w żadną stronę, ale też ostatnio dominuje u mnie minimalna ilość ciężarów. Parę osób, które znam twierdziło, że siłowo podczas treningu na czczo biły rekordy. A ćwiczą na dość dużej liczbie kilogramów. Przed wydarzeniami biegowymi zawsze jem, więc przedstartowa bułka z Nutellą i banan jako rytuał został zachowany. Podczas ładowania węglami tuż przed maratonem również odpuściłem stosowanie 18/6.

Są też drobne minusy. O ile poszczenie w obrębie „normalnej” doby nie stanowi problemu, tak nawet lekkie nadużycie alkoholu (od 3 piw w górę, lub ilości analogicznej dla innych trunków) powoduje następnego dnia ssanie w żołądku, przez co zdarzyło mi się skrócić post. Wydaje mi się, że lekko też spada odporność na wodę ognistą, więc Intermittent Fasting chyba nie jest rozwiązaniem dla zaprawionych balangowiczów.

Wygląd? Kolejny znak zapytania. Rzeczywiście rekompozycja ciała wizualnie raczej trwa, chociaż parę osób powiedziało mi, że schudłem np. w rękach (straszna niedelikatność – to prawie jakby powiedzieć kobiecie że jej dupa tłuszczcem podeszła). Mogło to jednak być spowodowane zmianą jakości treningów. Jackman miał rozpiskę typowo kulturystyczną, której ja ze względów na specyfikę uprawianych przeze mnie sportów (biegi, wydolność, jiu-jitsu) robić nie zamierzam.

O Intermittent Fasting jeszcze pewnie napiszę, ale w skrócie wydaje się być bardzo ciekawą alternatywą. Nie potępiam oczywiście innych sposobów, ale ten mi odpowiada bardziej.

Jak dieta zadziałała na Hugh Jackmana? Chyba tragedii nie ma 😉

fot: materiały prasowe

fot: materiały prasowe

fot: materiały prasowe

fot: materiały prasowe

 

Foto w nagłówku: Michael Stern