Mem ze smutnym Benem Affleckiem udzielającym wywiadu razem z Henrym Cavillem na pewno przejdzie do historii internetu. Zupełnie niepotrzebnie, gdyż jego kreacja była jednym z mocniejszych punktów filmu Batman v Superman: Świt sprawiedliwości.
Chłodne przyjęcie produkcji jest tylko częściowo uzasadnione. Twórców filmu należy też oszczędnie pochwalić. Przynajmniej za wybrane kreacje autorskie.
Zack Snyder nie stworzył lekkiego filmu o uśmiechniętych superbohaterach, który przypominałby Ant-Mana, czy Deadpoola. W tym miejscu nie mogę przyłączyć się do krytyków – uderzenie w bardzo ciemne i niskie tony było zagraniem, które trafiło w moje potrzeby. Równowaga w przyrodzie musi być.
Najmocniejsze trzy punkty filmu to:
- Ben Affleck – Batman lepszy niż pozostałe. Tak jak komiksowy pierwowzór jest świetnym detektywem oraz strategiem. Dawno jednak przeszedł na ciemną stronę psychiki. Nie szuka sprawiedliwości, ale zemsty – nie cofnie się przed torturowaniem innych, a może nawet sprawia mu to przyjemność. Nie jest też ograniczony zasadą o niezabijaniu wrogów, która była dla mnie zbyt wyidealizowana i bezsensowna (w komiksach bywa z nią różnie, bo u niektórych rysowników ofiary występują). Affleck to także pełnokrwisty Bruce Wayne w porównaniu do poprzedników. Dla twórców z mojej strony także duży plus za scenę treningu funkcjonalnego.
- Gal Gadot również wyszła zwycięsko z kreowania Wonder Woman, pomimo dość homeopatycznego udziału w filmie. Z chęcią zobaczę jej solowy projekt. Muszę postawić jednak znak zapytania nad jej umiejętnościami choreograficznymi jeśli chodzi o sceny walki, bo albo nie dane jej było ich pokazać, albo twórcy musieli uciekać się do zabiegów montażowych. Na pewno hipnotyzuje jako Diana Prince.
- Cyniczny Jeremy Irons jako Alfred Pennyworths – takiego oblicza jeszcze nie widzieliśmy. Czyżby miał lekki problem z alkoholem?
Dla przeciwwagi mamy też:
- Mocno irytującego Jessego Eisenberga jako Lexa Luthora. Postać tak przejaskrawiona, że ciężko ją brać na poważnie i całkowicie niepasująca do klimatu filmu. Zamiast geniuszu z nutką szaleństwa mamy pajacowanie i parodię tego jak powinien wyglądać antagonista.
- Postać Supermana będąca kontynuacją filmu „Człowiek z żelaza”, która absolutnie nie daje Cavillowi pola do popisu. Chociaż wizualnie bardzo pasuje on do tej postaci (zarówno twarz jak i świetna sylwetka) i ma warsztat aktorski to jego Superman jest bez wyrazu i większość czasu spędza na posągowym zamyśleniu
Mimo dużej dbałości o estetykę obrazu w Batman v Superman: Świt sprawiedliwości otrzymaliśmy także trochę efekciarstwa, fabularny chaos a miejscami dłużyzny i bezsensowne wątki. Miejscami jednak spełnia swoje zadania i spełnia swoje zadanie, czyli dostarcza prostej rozrywki.
Miejmy nadzieję, że będzie stanowił gorszą część spójnego uniwersum, którego poszczególne części zostały zaplanowane. Zacku Snyderze – nie zawiedź.

Źródło – materiały prasowe Warner Bros