O sensownych teoriach spiskowych…

W mediach regularnie pojawiają się artykuły o ludziach wierzących w teorie spiskowe. Teza jest niemalże taka sama: osoby doszukujące się innej prawdy niż oficjalna mają problemy z przyswajaniem rzeczywistości. Stąd bierze się ich potrzeba znalezienia wytłumaczenia, za którym stoi tajemnicza, często wroga siła. To dość spore uproszczenie i niedopowiedzenie.

Problem z kategorią „teorie spiskowe” jest taki, że to studnia bez dna. Dlatego oprócz tego co ma sens, zawiera także absurdy o tajemniczych jaszczurach rządzących światem, oparach z samolotów, które służą do masowej manipulacji, żyjącym Elvisie czy nawet płaskości Ziemi. Patrząc przez pryzmat skrajnych tez, rzeczywiście można wysnuć takie wnioski o ludziach je powielających jak robią to dziennikarze z artykułów.

Jest jednak małe „ale”. Raz na jakiś czas – z reguły grubo po latach – okazuje się, że to co głosili „nawiedzeni” było prawdą. I to taką, że mogłaby posłużyć za scenariusz kolejnego filmu o Jasonie Bournie czy Jamesie Bondzie. Gatunkowo historia zna chyba wszystkie przypadki.

Zdarzały się na przykład eksperymenty na ludziach. Przez ponad 20 lat w ramach projektu CIA o kryptonimie MK-Ultra badano możliwości sterowania ludzkim mózgiem, wykorzystując do tego LSD, działanie podprogowe czy nawet tortury. Nie mniej „interesujące” było trwające ponad 40 lat badanie w Tuskegee, podczas którego nie udzielano odpowiedniej pomocy zakażonym kiłą czarnym mieszkańcom miasteczka, w związku z czym zmarło ponad 100 osób. Naukowe projekty to także broń, a ta – z oczywistych względów – musi pozostać tajna. Teraz o projekcie Manhattan wiemy dużo, ale w tamtych czasach stwierdzenie, że setki naukowców pracują w tajnych kompleksach by wymyślić bombę nad bombami mogłoby wywołać niejeden uśmiech.

Ten ma władzę, kto ma w rękach studio telewizyjne, a szerzej – media w ogóle” – autorem tych słów jest Ryszard Kapuściński, ale prawdę tę pojęto dużo wcześniej. Dlatego w latach 50. CIA rozpoczęło propagandową operację Drozd. Ponad 400 dziennikarzy w 25 największych gazetach pisało komentarze pod dyktando agencji lub wstrzymywało publikację informacji niewygodnych. Dużo mocniejszy wpływ na opinię publiczną miałaby operacja Northwoods opracowana przez Kolegium Połączonych Szefów Sztabów. W jej ramach na terytorium USA agencje rządowe miałyby przeprowadzić ataki terrorystyczne, co zwiększyłoby poparcie dla działań wojennych przeciw Kubie. Chociaż operacja nigdy nie została zatwierdzona ani wykonana pokazuje makiaweliczny sposób myślenia niektórych ludzi u władzy.

W porównaniu do powyższych wszelkie działania polityczno-militarne wydają się mało pociągające, ale i tutaj portfolio jest bogate. Przeprowadzane były zamachy stanu takie jak w Iranie (operacja TPAJAX, 1953 r.), czy Gwatemali (operacja PBSUCCESS, 1954 r.). Planowano lub wykonywano zabójstwa: Marita Lorentz jako agentka miała zabić Castro, a pierwszy premier niepodległego Pakistanu został podobno zamordowany na zlecenie USA. Jednak to chyba „dzień jak co dzień” w służbach specjalnych.

Przykładów z każdej kategorii znalazłoby się więcej. Tego typu akcje wychodzą albo po latach, albo w charakterze wielkiego skandalu, niemniej nieufność obywateli możne zrozumieć. Oczywiście wiele teorii spiskowych jest całkowicie nielogicznych lub wykluczających się, przez co są twardo ucinane brzytwą Ockhama. Ale szukanie drugiego dna, osoby za kurtyną i patrzenie władzy na ręce bardzo się przydaje.
Całość można podsumować klasykiem: „Jak dorośniesz, to zrozumiesz, że polityka to nie jest „Dziennik Telewizyjny”! Polityka to jesteśmy my, tu, na tym wysypisku śmieci!”.

Zdjęcie w nagłówku – wikimedia.commons