Kiedy ostatnio napisałeś list?

Nie chcę brzmieć jak stary zgred, który uważa, że kiedyś trawa miała bardziej zielony kolor i ogólnie wszystko było lepsze. Uwielbiam współczesną technologię – od Facebooka po Snapchata i niekoniecznie chciałbym żyć w realiach XVII wieku jak Sobieski, który pisał do swojej Marysieńki. Jednak tradycyjne pisanie listów miało w sobie niepowtarzalną magię, za którą czasem tęsknię.

Najsłynniejsze korespondencje przeszły do historii literatury i sztuki, ale niestety – obecnie epistolografia umiera, bądź już umarła śmiercią naturalną. Wraz z rozwojem technologii zmieniła się forma kontaktu między ludźmi. Jakie zalety miały wymiany listów?

Należałeś do wybranych

W swoim życiu prowadziłem tylko kilka wymian listowych, bo grono przyjaciół korespondencyjnych było dużo mniejsze i trzeba było zasłużyć na to, by z kimś pisać. Wynikało to większej „bariery wejścia” w interakcję. List trzeba było nie tylko stworzyć, ale także spakować do koperty, nakleić znaczki i wysłać. Nawet jeśli skrzynka pocztowa była po drodze wszystko wymagało dużo większych nakładów energii by w komunikatorze napisać „Hej. Co słychać?”.

Wyczekiwane lepiej smakuje!

Dzisiaj królują krótkie i dynamiczne formy – wymiana wiadomości na Facebooku, Snapchacie, przez SMS przypomina normalną rozmowę przy kawie czy piwie. Jeśli napiszemy coś niejasnego będziemy mogli na szybko wyjaśnić o co nam chodzi. List z kolei tworzyło się przez dłuższy czas poruszając jednocześnie kilka wątków. Każde zdanie cyzelowało się, by nie było wątpliwości co chcemy napisać.

Ostatnia moja regularna korespondencja miała miejsce podczas pierwszych lat moich studiów (czyli 3 prezydentów Polski temu). Koleżanka, z którą korespondowałem dorabiała sobie w Irlandii, więc czas pomiędzy wysłaniem listu a otrzymaniem odpowiedzi był nie krótszy niż tydzień. A ponieważ każde z nas miało swoje obowiązki wszystko się przedłużało – każdy kolejny dzień zwłoki dostarczał niepewności – po pierwsze czy list doszedł, a po drugie czy dostanę odpowiedź (i jaką?).

Fizyczna pamiątka

Tutaj rzeczywiście wychodzi moja „oldschoolowość’, ale są rzeczy które wolę fizyczne niż cyfrowe. Należą do nich także listy, które spoczywają w pudełku ze zdjęciami, starociami i innymi pamiątkami. O ile raz na jakiś czas wracam do nich, tak nie przypominam sobie abym kiedykolwiek wrócił do starego maila czy początku rozmowy z Facebooka.

Wymiana listów raczej nie zagości z powrotem w moim życiu. A może jednak?

Autorem zdjęcia w nagłówku jest: Liz West (cc)