Pechowa czwórka – 44. Maraton Warszawski

“Krew jego dawne bohatery, A imię jego będzie czterdzieści i cztery.” 44. Maraton Warszawski – jednocześnie mój 4. królewski dystans w życiu. Niestety także wynik z czwórką z przodu i czwórką jako drugą liczbą. Tak źle nie było nigdy. Ale…

…pomimo najgorszego wyniku z dotychczasowych sporo się nauczyłem. W zasadzie taki był plan od początku, by potraktować ten bieg jako poligon, bo większy cel – 240 km – przede mną. Nie jest źle, a ogień przyjdzie wtedy kiedy będzie potrzebny.

Pacemaker is king

Nigdy w swojej kilkuletniej historii biegów nie zwracałem uwagi na pacemakerów. Czasem dobrze – bo udało się zrobić życiówkę w debiucie, a czasem nie, bo w życiowej dyspozycji zderzyłem się ze ścianą.

Ponieważ wiedziałem, że nie jestem w najbardziej biegowej formie (po płaskim), ustawiłem się w strefie w okolicy 4:00. I przez pierwsze 15-20 km trzymałem się pacemakera. Wydawało mi się, że mam zapas, ale coś z tyłu głowy mówiło „spokojnie, jeszcze wiele przed Tobą”. Kryzys przyszedł, ale gdybym się napalił jak w Toruniu byłoby gorzej.

Ostatecznie na metę wbiegłem z czasem 4:40:22. W teorii wstyd, ale to nie był czas na rekordy. Ale jako trening bardzo na plus

Zawsze z intencją

Trzeci raz biegłem dla Fundacji Wcześniak Rodzice-Rodzicom (FUNDACJA WCZEŚNIAK RODZICE-RODZICOM). Nie prosiłem Was o wsparcie zbiórki charytatywnej, bo dużo się dzieje w Polsce i na Świecie. Sam opłaciłem, bo lubię biec “dla swoich”. Oba biegi w 2023 również zadedykuję tej organizacji. Dodatkowa intencja została przeniesiona z marca, czyli Półmaratonu Warszawskiego, który wrócił do tradycyjnej nazwy “Półmaratonu Pokoju”. Wiem, że mój bieg nic nie zmieni w geopolityce, ale wierzę też, że takie gesty się liczą.

Długodystansowy sezon się skończył dla mnie. Teraz czas przygotować do 2023!