Pożar Notre Dame a wyegzaltowana wrażliwość

W poniedziałek oczy niemalże całego świata były skierowane na Paryż. Płonęła katedra Notre Dame – jeden z najbardziej rozpoznawalnych budynków na świecie. Ikoniczny, monumentalny, piękny – taki, którego nie trzeba nikomu przedstawiać podobnie jak Muru Chińskiego, piramid, Big Bena i kilkunastu, o których istnieniu wie chyba nawet największy ignorant (albo kojarzy ich istnienie). Swoje teorie popisała prawica, swoje napisała lewica, nie to jednak będzie tematem tego wpisu.

W rekordowym czasie udało się zebrać ogromne środki. Nie będę wszystkich wyliczał, ale dość powiedzieć, że François-Henri Pinault (prywatnie mąż Salmy Hayek) przekazał 100 milionów Euro, rodzina Arnault zadeklarowała 200 milionów Euro. Do tego mniejsze lub większe wpłaty zadeklarowały firmy, rządy lub inni prywatni ludzie. W sumie sukces – potrafimy się jednoczyć w trudnych chwilach, dbamy o historyczne i kulturalne dziedzictwo świata, jakim niewątpliwie jest katedra Notre Dame…

…ale…

Czy wypada płakać po „budynku”

Oczywiście pojawiają się głosy bardziej wrażliwych. „Gdy dzieci umierają nikt nie płacze, a gdy jakiś (?) budynek płonie to pół świata lamentuje”, „gdyby bogaci chcieli to by szybko rozwiązali problemy tego świata”, „odbudujmy lodowce a nie katedrę itp”. Mogę zrozumieć ich punkt widzenia, nie mogę się jednak z nim zgodzić.

Po pierwsze – nie jest to „jakiś budynek” i bynajmniej nie o jego świętość mi chodzi. Wielką stratą było gdy talibowie wysadzili Posągi Buddy w Bamianie, a Państwo Islamskie zniszczyło starożytną Palmirę. Ogromną stratą byłaby strata (celowa, bądź przypadkowa) świątyni Zeusa, Stonehenge czy wielu innych miejsc kultu. Tego typu miejsca należy odbudowywać, czy restaurować tak jak to było w przypadku Starego Miasta czy Zamku Królewskiego w Warszawie.

Dlatego uważam, że solidarność z Notre Dame to piękna sprawa i mam nadzieję, że będzie mi dane jeszcze ją zobaczyć.

Priorytety pomocy

W dawnym wpisie o pomaganiu poruszyłem wątek licytowania się, kto zasługuje bardziej na wsparcie:

„Dajesz na zwierzęta? Bez sensu – ludziom trzeba pomagać. Dajesz na ludzi np. uchodźców– bez sensu, mimo że ludzie to Polakom należy pomagać. Dajesz na… – oczywiście jest to bez sensu, bo ktoś inny potrzebuje.”

Oczywiście – kwota 700 milionów Euro wydaje się niewyobrażalna dla przeciętnego zjadacza chleba (w tym dla mnie i marzyłbym o zaksięgowaniu chociaż części na swoim koncie). Jednak nie jest to kwota, która zmieniłaby losy świata. Dość powiedzieć, że Bill Gates przekazał już 35 miliardów dolarów z prywatnej kasy na różne cele charytatywne (co jest pięknym gestem) ale nadal może ze swoją działalnością dotrzeć tylko do jakiegoś procenta potrzebujących.

Walka trwa na wielu frontach – od skrajnej biedy, przez nieuleczalne choroby aż po zmiany klimatyczne, czy ginące gatunki. Do naprawy są nierówności społeczne, dostęp do edukacji czy o prawa zwierząt. Nie załatwimy wszystkiego od razu.

Jest miejsce by współczuć zarówno budynkom jak i ludziom oraz zwierzętom. Jest miejsce by pomagać. Wszystkich nie uratujemy…

…ale próbować trzeba.

Nie musisz licytować się jak bardzo „nie płakałeś po Notre Dame” – możesz i tak zrobić coś dobrego.