Rosomak w okularach do czytania, czyli Logan – recenzja

Logan coś więcej niż film o superbohaterach. To także smutna opowieść o przemijaniu i starości oprawiona w motywy świata mutantów. To także chyba najlepsze z możliwych pożegnanie z Hugh Jackmanem grającym Wolverina oraz Patrickiem Stewartem jako profesorem Xavierem…

Pierwszy raz Hugh Jackman wcielił się w rolę Wolverina w 2000 r. w przyzwoitej (jak na tamte czasy) inauguracji serii X-Men. W ciągu kolejnych 17 lat Hugh wrósł w tę postać i z całkiem przyzwoicie zbudowanego kolesia zmienił się w umięśnionego i wyżyłowanego do granic możliwości mutanta ze szponami w przedramionach. Chociaż filmy z jego udziałem miewały różną fabułę – od słabej „Wolverine:  Geneza” aż po genialne kilkusekundowe cameo w „X-Men: Pierwsza Klasa” nie można było odmówić Jackmanowi, że jego kreacja grała pierwsze skrzypce i należała do bardziej dopasowanych z wszelkich superpostaci. Piszę jak fanboy? Absolutnie tak i nie będę tego ukrywał…

Tym bardziej z dużym niepokojem przyjąłem wieść o tym, że James Mangold będzie kręcił ostatnią część. Z jednej strony „Przerwana lekcja muzyki” i „Spacer po linie”… Z drugiej strony – „Wolverine” w Japonii, któremu do ideału trochę brakowało… Trailer z wykorzystaniem piosenki Johna Hurta rozbudzał apetyt.

Jest rok 2029. Mutantów już prawie nie ma… Stary Logan, którego dni mijają na piciu i dorabianiu jako kierowca oraz jeszcze starszy (z wyglądu, nie metryki) profesor Xavier na swojej drodze spotykają młodą mutantkę, której muszą pomóc… No dobra, tego wszystkiego można się domyślić z trailera… Co z tego wszystkiego wynika?

Po pierwsze – każdy decydent z wytwórni, który był za tym by poprzednim filmom dawać dziecięcą kategorię wiekową powinien na kolanach udać się do hollyłódzkiego odpowiednika Częstochowy i wybatożyć w ramach pokuty. Kategoria dla dorosłych to coś, czego brakowało – pazury wbijane we wszystkie części ciała, ścięte głowy oraz trochę litrów krwi. To bardziej pasuje do postaci niż szał wściekłości w połączeniu z kamerą odwracającą wzrok podczas ataków oraz sterylnie czyste uderzenia stępionymi szponami.  Skoro już jesteśmy w temacie to choreografia pierwsza klasa…

Po drugie – Hugh Jackman dobrym aktorem jest i udowodnił to chociażby w „Labiryncie” czy „Prestiżu”. W Loganie pokazuje cały wachlarz umiejętności – mamy wściekłość, zobojętnienie, ale także rozpacz czy miłość. Komu łezka się nie uroniła przynajmniej w dwóch momentach, ten jest nieczułym bydlakiem. Jak zawsze przygotował się świetnie do roli także od strony fizycznej – Old Man Logan jest jak przystało barczysty i dobrze zbudowany, ale też brakuje mu sylwetki niemal wybiegowej, którą znamy z poprzednich części.

Po trzecie – „Logan” pokazuje, że opowiastki ze świata komiksowego niekoniecznie muszą kojarzyć się z filmami przeznaczonymi do prostej rozrywki dla gawiedzi. Dzieło Mangolda łączy w sobie motywy westernu, filmu drogi oraz oczywiście akcji. Oczywiście, nominacji do Oscara się nie spodziewam, ale Logan jest trójwymiarowym i pełnokrwistym bohaterem, podobnie jak przemijający profesor. Scenariusz zaś opowiada o poszukiwaniu… Nawet nie szczęścia, ale spokoju ducha. Świat filmu zaś jest szary, brudny i bardzo nieprzyjemny – dokładnie taki jaki powinien.

Po czwarte – widzimy całkowicie nowe oblicze postaci profesora Xaviera, którego – nie licząc ćpuńskiego epizodu w „Przeszłości, która nadzejdzie” – znamy jako spokojnego dżentelmena gotowego nieść pomoc bezinteresownie. W Loganie widzimy jako zniedołężniałego starca na pograniczu demencji,  ale nadal pełniącego bardzo ważną postać w filmie. Zgrywany przez lata duet Patrick Stewart – Hugh Jackman doskonale się uzupełnia wprowadzając do scen odrobinę ciepła i humoru.

Po piąte – X-23/Laura to bardzo ciekawe urozmaicenie dość zmaskulinizowanego świata superbohaterów. Skojarzenia z „Jedenastką” ze Stranger Things pojawiają się naturalnie. Dziewczynka na przemian potrafi domagać się dziecięcej zabawy jeżdżąc na mechanicznym koniku, by za parę minut wysuwać szpony w morderczej żądzy. To nie jest postać do lubienia i utożsamiania się. Na uwagę zasługują też takie smaczki jak podobne miny, pozycje czy techniki walki, które aktorka bardzo dobrze przyswoiła, dzięki czemu zdanie „She’s much like you Logan” jest w 100% prawdziwe.

Zanim przejdę do podsumowania, czas na punkt „pięć i pół”. Specjalnie bowiem nie poświęciłem do tej pory żadnego miejsca „siłom zła”. Główni wrogowie to nie – jak na filmy z serii X-Men przystało – postacie, które chcą zniszczyć ludzkość, ale przedstawiciele korporacji ścigającej swój opatentowany eksperyment. Do tego filmu nie był potrzebny arcyłotr o skomplikowanych charakterze, więc te postacie „robią robotę”. Mały smaczek dla fanów MMA stanowi fakt, że pierwszy oko w oko z Laurą stanie Krzysztof Soszyński…

Po szóste i chyba najważniejsze – fani otrzymali najlepsze możliwe pożegnanie z postaciami. O ile profesor wróci w młodszej odsłonie granej przez Jamesa McAvoyego, tak w przypadku Wolverine raczej nie będzie takiej możliwości… Czy ktoś wjedzie w buty Hugh Jackmana w innej odsłonie? Niektórzy typują Toma Hardyego, którego nawet w wywiadzie namaścił Jackman. Jeśli tak to przyjdzie mu zmierzyć się z naprawdę poważnym zadaniem…

Hugh – dziękujemy za te 17 lat!

x-men-wolverine

Tak wyglądał Hugh w 2000 r. Całkiem ok…

...by potem imponować formą...

…by potem imponować formą…

pegasus_LARGE_t_1581_107157703

i pożegnać się z rolą…

PS nie ma sceny po napisach. Symbolicznie…