Uwielbiam polskie przekleństwa!

Tomasz Knapik – jeden z najbardziej rozpoznawalnych lektorów – wspominał w wywiadzie sytuację, kiedy podkładał głos pod czeski film i przebijające się krzyki „ona se skurvila” spokojnie pokrywał słowami „ona nie była mi wierna”. Aż strach pomyśleć jakby po polsku miał brzmieć cytat Elizabeth Salander „fuck you, you fucking fuck”? Stawiam na „Goń się ty niedobry palancie”… Przez taką niepotrzebną cenzurę prawdziwe oblicze wielu filmów odkryłem dopiero po latach, gdy obejrzałem je ponownie w wersji oryginalnej. I na co to komu, skoro polskie przekleństwa są takie piękne?

„Kurwa” stosowana notorycznie jako przecinek w każdym zdaniu to niewątpliwie patologia językowa, ale jej właściwe użycie puentuje dowcip, podkreśla ważność wypowiedzi, czy oddaje szereg emocji – od miłości do nienawiści. Dlatego muszę przyznać wprost – skoro uwielbiam polski język, to kocham wszystko co z nim związane. Przekleństwa są jego immanentną częścią, a ich bogactwo oraz możliwości zabawy pozwalają wznieść się na wyżyny kreatywności.

Weźmy czasownik „pierdolić”, którym możemy bawić się bez końca uzyskując multum kontekstów, nie tylko seksualnych. Jasne, że każdy chce pierdolić się z kimś, ale czasami w samotności lub z kolegami możemy się napierdolić – wystarczy tylko opierdolić parę butelek. Jeśli przesadzimy wystarczy drobna nierówność terenu by się wypierdolić i upierdolić sobie spodnie błotem. Gorzej jak pijemy za dużo wtedy mogą nas opierdolić za zachowanie, lub co gorzej wypierdolić np. z roboty. Czasem spotkamy niemiłych ludzi, którzy dopierdolą się do naszego wyglądu i zechcą nam wpierdolić – to oznacza, że my wpierdoliliśmy się w kłopoty.  Tylko bystrość umysłu pozwoli nam spierdolić z miejsca zasadzki. Gorzej jeśli zabłądzimy lub trafimy w ślepą uliczkę – wtedy spierdoliliśmy sprawę na maksa. Możemy snuć tę opowieść jeszcze długimi akapitami.

Taką samą zabawę można przeprowadzić z niemal każdym polskim wulgaryzmem, zarówno czasownikiem i rzeczownikiem. Wystarczy do podstawy słowotwórczej dodawać wszelkie możliwe formanty (przedrostki, przyrostki itp). Wychodzi naprawdę sporo kombinacji, więc po pierwsze – nie chcę psuć zabawy, a po drugie – pewnie niejedną książkę można by na ten temat napisać.

Oczywiście liczy się także kontekst oraz okoliczności wypowiedzi. To co pasuje na scenie stand-upu, filmu czy rozmowie przy piwie nie ma prawa znaleźć się np. na mównicy sejmowej, czy wypowiedzi oficjalnej. W każdej innej sytuacji przekleństwa są jak przyprawy – używane umiejętnie podkreślą smak potrawy, jednak ich nadmiar zepsuje – żeby nie powiedzieć spierdoli – smak dania.

 

Zdjęcie w nagłówku – Jonathan Rolande (CC)