Wilczym Tropem, czyli bieg upamiętniający Żołnierzy Wyklętych to świetna inicjatywa, w którą zaangażowało się 160 miast z Polski i zagranicy. W tym roku tą imprezą otworzyłem sezon biegów ulicznych i z pewnością zagości ona w kalendarzu startów.
Temat antykomunistycznego podziemia od paru lat dzieli opinię publiczną. Jak zawsze w okolicy 1 marca pojawiają się te same oklepane argumenty obu stron od socjalistycznej retoryki leśnych bandytów po skrajne uwielbienie wszystkich żołnierzy niezależnie od zarzutów na nich ciążących. Ponieważ historia nie jest czarno-biała nie zamierzam się tutaj rozwodzić nad błędami w myśleniu jednej i drugiej strony, zwłaszcza że trzeba brać pod uwagę całość realiów powojennych, zmasowanej walki z AK, represje NKWD i bezpieki, które pochłonęły wiele ofiar (w tym niewinnych)…. W skrócie cieszę się jednak, że pamięć o niektórych bezimiennych do tej pory bohaterach zostaje przywrócona. Oczywiście tych, którzy na to zasługują.
Od czterech lat organizowane są biegi upamiętniające Żołnierzy Wyklętych zwane „Wilczym Tropem”. W tym roku w Warszawie zorganizowano bardzo ciekawy rodzinny piknik z kuchnią polową, rekonstrukcjami bitew oraz oczywiście startami.
Chętni mogli wziąć udział w dwóch standardowych dystansach: 5 lub 10 kilometrów oraz symboliczne 1963 metry. Na szczególną uwagę zasługuje ten trzeci, gdyż przyciąga dużo młodszych lub mniej sprawnych uczestników.
Dla biegnących dyszkę w Parku Skaryszewskim przygotowano cztery pętle po 2,5 km. Trasa dość przyjemna, jednak kilka nierówności na chodniku uprzykrzało życie. Na starcie zameldowałem się z Piotrem, który debiutował w takim biegu. Ustaliliśmy, że biegniemy wspólnie, więc jako ciut bardziej doświadczony narzuciłem tempo.
Dobra atmosfera i pogoda zaowocowała czasem netto w postaci 49:09, będący ciut gorszym o mojego dotychczasowego rekordu, ale zapowiadającym dobry sezon biegowy. Niestety, po ostygnięciu kolano przypomniało o sobie i koniecznie musi odpocząć przed ostatnim Spartanem, który będzie już za 3 tygodnie.
Do dość bogatego pakietu startowego indywidualnie można było wybrać koszulkę z postacią Żołnierza Wyklętego. W tym roku biegłem z myślą o Edwardzie Taraszkiewiczu „Żelaznym”.
Na mecie spotkaliśmy także kolegę z copacabany: Kuba Trenuje oraz naszą dzielną Spartankę: Skrzynię Biegów. A po biegu obowiązkowe piwne nawodnienie 🙂
(Ależ my piękni jesteśmy!)