Gramatyczni Naziści są potrzebni!

W dzisiejszych czasach nawet kulturalne wytknięcie komuś błędu skutkuje umieszczeniem w szufladzie „Gramatycznego Nazisty”, czyli kategorii tylko minimalnie lepszej od „zawistnego hejtera”. Wbrew większości będę jednak stał po stronie języka, jeśli osoba komentująca zachowuje standardy dyskusji i zdrowy rozsądek.

Łatka gramatycznego zboczeńca została mi przypięta parę lat temu, gdy parę razy wdałem się w dyskusję pod artykułami dziennikarskimi zawierającymi sformułowania, na które osoba pracująca w mediach nie powinna sobie pozwolić. Pomimo tego co sądzą o mnie niektórzy, poprawiania znajomych raczej nie praktykuję (zdarzył mi się krótki okres, ale wynikał on z zupełnie innych czynników, nad którymi nie chcę się rozwodzić).

Od zawsze jednak uważałem, że dbałość o język jest kluczowa w przypadku niektórych zawodów czy działalności. Oczywiście dotyczyło to także mojej pracy. Gdy zdarzyło mi się popełnić błąd, który został mi wytknięty, sprawdzałem czy komentujący miał rację. Jeśli tak, modliłem się w duchu by nie zauważył tego nikt z przełożonych, niezwłocznie poprawiałem i zapamiętywałem na całe życie prawidłową formę.

Kiedyś każda szanująca się redakcja zatrudniała korektora, którego zadaniem było wychwycić wszystkie błędy, niedopowiedzenia i poprawić interpunkcję. Internet zmienił jednak specyfikę pracy. Po pierwsze jeszcze bardziej liczy się szybkość – kto wrzuci informację pierwszy zgromadzi więcej kliknięć. Po drugie – natłok dużej liczby stron, portali, blogów czy mediów społecznościowych sprawił, że coraz większa liczba osób generuje treści nie mając nad sobą kontroli z zewnątrz. Rolę korektorów muszą przejąć więc internauci.

Staram się reagować tylko w przypadku najbardziej rażących błędów, wobec których nie potrafię przejść obojętnie (np.: „na prawdę”, „z resztą”). Dodatkowo, jeśli osoba pisząca o dietetyce używa form „100 gram ryżu” lub „trawienie tłuszczy” to uważam, że nauczenie jej poprawnych form tylko wyjdzie jej na dobre, bo dotyczy to jej działalności.

Warto jednak w tym wszystkim zachować umiar. Dlatego w komentarzu nigdy nie dodaję stwierdzeń obrażających autora, jego kota i 5 pokoleń rodziny wstecz. Jeśli artykuł jest ciekawy nie omieszkam pochwalić twórcy, bo błąd jest tylko lekką skazą rzutującą na ostateczną ocenę. Co więcej – uznaję komentarz dotyczący za chwilowy, bo po poprawieniu błędu powinien znaleźć się na śmietniku historii. Nie uznaję też za właściwe, by kłócić się o każdy przecinek czy domagać używania hiperpoprawnych form przy luźniejszym stylu pisania.

Jeśli zdarzy mi się popełnić naprawdę rażący błąd, proszę o kulturalne wytknięcie.