Komunie, kościoły, policja a sprawa polska…

Od dwóch dni na tablicach moich znajomych wklejany jest (z ogromnym oburzeniem) link o fakcie wezwania policji w związku z incydentem w kościele i wypluwaniem hostii. Jak zawsze wbrew wszystkim – trochę nie rozumiem podniety w temacie. Ba, nawet jestem skłonny zrozumieć taki obrót spraw, bo nie umiem znaleźć alternatywnego rozwiązania.

Na wstępie muszę oczywiście zaznaczyć, że moje poglądy są w spektrum ateizmu, zatem technicznie muszę przyznać, że sprawa dotyczy „niekwaszonego (przaśnego) chleba, okrągłego opłatka z mąki pszennej” (za Wikipedią). Niemniej to czego, nie mogą zrozumieć inni to fakt, że dla wierzących ten przedmiot oznacza dużo, dużo więcej i olanie sprawy nie wchodzi w grę.

Mam szacunek dla innych wyznań, mimo że ich nie rozumiem. Dlatego jak będę na uroczystości w synagodze to jarmułkę założę nie dlatego, że uznaję zwierzchnictwo Jahwe nad sobą. Podczas wizyty w meczecie nie będę smarował ścian bekonem, mimo że chętnie włożę go za godzinę do burgera. Z tego samego powodu w kościele nie będę dobierał się do wina mszalnego czy hostii, bo nie są przeznaczone dla mnie…

Wewnątrz budynku należącego do danej religii należy dać jej przedstawicielom spokój wyznania (dopóki nie łamią prawa oczywiście)…

Motyw ma znaczenie

Opierając się na relacjach trudno ocenić co było powodem takiego zachowania, ale bardzo upraszając mamy do wyboru dwie intencje. Działanie mogło być:

a)świadome – chłopak wiedział, że tak się nie robi (ale chciał zrobić coś dla żartu, czy sprofanować symbol ważny dla innych). Oznacza to, że od początku nie powinien do komunii przystępować;

b)nieświadome – czyli  chłopak miał prawo do komunii przystąpić, ale z jakiegoś powodu zachował się niewłaściwie i powinno to zostać skorygowane.

Osobiście nie wierzę, że mając „podstawowe przeszkolenie” dzieciak nie wiedział, co można a czego nie można robić z hostią. Średnio kupuję tłumaczenie o bolącym zębie, co pewnie potwierdzi każdy, kto kiedyś miał komunię w ustach – przy odrobinie śliny rozpuszcza się niemal w 100%. Bliżej jestem interpretacji, że koleś chciał sobie „poheheszkować”, czemu nie mogę przyklasnąć.

Jaka reakcja byłaby właściwa?

Rozumiem, że wezwanie policji wydaje się drastyczne, ale co innego mogło się stać? Jak wspomniałem – olanie sprawy nie do końca wchodzi w grę.

Łapiesz delikwenta i co dalej? W jaki sposób (realne działanie) dotrzeć do takich ludzi, by zrozumieli swoje zachowanie i nie chcieli go powtórzyć?

Rodziców nie wezwiesz, bo nie znasz tożsamości…

Wyrazisz oburzenie i dasz pogadankę? Skuteczność 0%.

Fizyczne działanie jest z oczywistych względów nielegalne. zachowanie dzieciaka nie usprawiedliwiałoby szturchania. Nie mówiąc o tym jak awantura by się rozpętała, gdyby doszło do czegoś więcej niż zatrzymanie.

Następnym razem dzieciak (i jemu podobni) może się zastanowią przed podobną akcją…

Aczkolwiek jeśli ktoś ma alternatywne rozwiązanie to chętnie przeczytam…