• Home
  • /
  • Lifestyle
  • /
  • Prędzej zagram w filharmonii niż wygram w totka. Ale los puszczam!

Prędzej zagram w filharmonii niż wygram w totka. Ale los puszczam!

Kumulacje rozbudzają wyobraźnię, a najnowsza – sięgająca 60 mln złotych – w szczególności. Chociaż wydaje się, że zgarnięcie puli powinno ustawić człowieka do końca życia, jak pokazują losy niektórych, nie zawsze tak się dzieje. Brak świadomości finansowej daje złudne poczucie studni bez dna – szczególnie osobom, które przed wygraną żyły w ubóstwie. To zjawisko występuje dość powszechne – w Stanach wielu koszykarzy NBA zarabiających co roku niebotyczne pieniądze po zakończeniu kariery nie ma grosza. Sam Mike Tyson przehulał 500 milionów dolarów i musi dorabiać z fuch.

Nie będę się jednak martwił na zapas. Jak powiedział Tewje ze Skrzypka na Dachu gdy usłyszał, że pieniądze są złem tego świata: „ześlij na mnie Panie tę plagę i obym nigdy się od niej nie uwolnił”. Sądzę, że sobie poradzę. Teraz tylko muszę wygrać…

Szalone liczby

Jak podaje strona Totalizatora prawdopodobieństwo trafienia szóstki przy pojedynczym zakładzie wynosi 1 do 14 milionów (dokładnie 1 : 13 983 816). Zakładając idealny model – całkowicie rozstrzelone liczby są tak samo prawdopodobne jak np. idealny ciąg arytmetyczny. Ciężko więc o „rozsądny” strzał.

Jak przekonują twórcy niektórych systemów istnieją kombinacje wchodzące częściej – wynika to z pozycji startowej kul, które po zwolnieniu blokady wchodzą ze sobą w interakcję. Dzięki temu osoba grająca utrzymuje się nie z wielkich wygranych, ale tych mniejszych i regularnych. Jestem skłonny w to uwierzyć pod warunkiem, że nikt nie oferuje takiego systemu na sprzedaż (bo po co dawać innym dostęp do tego samego tortu). Z drugiej strony obserwowany latami model łatwo popsuć np. wprowadzając nową maszynę losującą. Nie wiem też ile razy zmieniają się inne warunki wpływające na wynik – np. siła strumienia powietrza.

Jako osoba grająca bez systemu i stawiająca zawsze nie więcej niż dwa kupony zakładam, że mam przegwizdane.

Rekiny, samoloty i inne czary

Od zawsze nośnym tematem jest porównywanie szans na wygraną w odniesieniu do najbardziej wyrafinowanych zdarzeń (zwłaszcza śmierci). To fajne ciekawostki, ale przyjęte metodologie całkowicie zmieniają wyniki.  Na przykład Muzeum Naturalne na Florydzie podaje, że prawdopodobieństwo zjedzenia przez rekina wynosi 1 do 3,7 mln a Daily Mirror ocenił  szanse tego samego zdarzenia na 1 do 300 mln. Szacunki robione są w różnych okresach i obejmują zapewne liczbę śmierci w danym roku kalendarzowym w porównaniu do różnych populacji (np. globalnie albo w odniesieniu do jakiegoś kraju) Tak czy owak dla scenariusza „Szczęk” rozstrzał jest duży. Spróbuję z innymi tragediami,

Większe szanse od wygranej w totolotka mamy na śmierć w wyniku katastrofy lotniczej. Wg Economist wynoszą one 1 do 5,7 mln, chociaż znalazłem szacunki sięgające nawet 1 do 11 mln.

Inne ciekawe prawdopodobieństwa zgonów to awaria reaktora nuklearnego (1 do 10 mln) czy atak terorystyczny (1 do 9,3 mln).

Liczby to jedno, ale rzeczywistość drugie. Dlatego więcej ludzi boi się wejść do samolotu, ale całkowicie zaniedbuje swoje ciało nie patrząc np. na ryzyko zawału. Oczywiście lubimy wierzyć, że te dobre rzeczy nam się trafiają i już w myślach wybieramy się do salonu Ferrari (jakby co to niebieskie z wystawy w Warszawie już tylko na mnie czeka!).

Grać dla przyjemności

Oczywiście, że nie różnię się od innych. Mam jednak dość proste założenie. To co przeznaczam na kupon biorę z budżetu na przyjemności (tak jak piwo na mieście). Nie oszukałem systemu – więcej zainwestowałem w zakłady na przestrzeni lat niż wyciągnąłem z wygranych. Nie gram regularnie, bo nie interesują mnie mniejsze stawki ale lubię sprawdzić kupon lub zdrapać los. Kiedyś byłem nawet bardzo blisko rozbicia puli – gdybym tylko do pierwszej liczby dodał 2, od drugiej odjął 3, trzecią pomnożył razy 4… 🙂 Tak bardziej na poważnie to w Lotto tylko raz trafiłem czwórkę.

Wszyscy zresztą wiemy, że dokładam tylko do czasu. Już niedługo wszyscy grający złożą się na moją nagrodę. Kto wie – może jutro?

Obrazek w nagłówku (Pictures of money/Flickr)